komentarze: [2] 04 Jan 2014 Admisntrator Na stronie internetowej białostockiego Oddziału IPN znajduje się informacja o zbrodniach histlerowskich popełnionych w byłym powiecie łapskim. Poszukiwani są świadkowie tych tragicznych wydarzeń.
"Zabójstwo Aleksandra Płońskiego i ok. 20 obywateli polskich narodowości żydowskiej popełnione jesienią 1942 przez funkcjonariuszy nazistowskich w miejscowości Łupianka Stara, pow. łapski
Zabójstwa popełnione w latach 1941–1944 przez funkcjonariuszy nazistowskich w obozie pracy w miejscowości Markowszczyzna, pow. łapski
Zabójstwo Blumy i Gitli Chemniak vel Blumental popełnione w 1943 przez funkcjonariuszy nazistowskich w miejscowości Pietkowo, pow. łapski
Zabójstwo 4 obywateli polskich narodowości żydowskiej popełnione jesienią 1942 roku przez funkcjonariuszy nazistowskich w miejscowościach: Zdrody Nowe, Łapy, pow. łapski
Zabójstwo obywatela polskiego narodowości żydowskiej Ałtera Słodkiego i 2 NN obywateli polskich popełnione we IX 1939 roku przez funkcjonariuszy nazistowskich w miejscowości Sokoły, pow. łapski
Zabójstwo Henryka Buszko popełnione 21 IX 1943 roku przez funkcjonariuszy nazistowskich w miejscowości Liza Stara, pow. łapski
Zabójstwo 12 obywateli polskich popełnione w VIII 1944 roku przez funkcjonariuszy nazistowskich w miejscowości Kowalewszczyzna, pow. łapski"
01 Jan 2014 Administrator W archiwum zdjęć papierowych zachowała się tylko jedna fotografia rodziny Nietupskich, wyznania mojżeszowego z Łap. Nie ma jej w galeriach Muzeum. Dlatego te cenne wspomnienia publikujemy pod fotografią związaną z okupacją hitlerowską.
Przeżycia żydowskiej dziewczynki spisane przez Fanię [Szarin], ur. 1926 w Białymstoku. Podczas okupacji przez jakiś czas przebywała w okolicach Lwowa, a następnie do 2 listopada 1942 roku w Łapach. Przeżyła u znajomych chrześcijan w okolicznych wsiach.
"Przed wybuchem wojny niemiecko sowieckiej, wraz z rodzicami i bratem wyjechałam z Białegostoku do Lwowa. Okupacja niemiecka zastała nas we Lwowie. Musieliśmy iść do specjalnej żydowskiej dzielnicy, która zmniejszała się po każdej akcji. Sytuacja ekonomiczna w lwowskim getcie była tragiczna. Postanowiłam wyjechać do Warszawy w nadziei, że wrótce także rodzice do mnie dołączą. Mieliśmy w Warszawie wielu krewnych. Jechałam bez dokumentów, jako chrześcijańskie dziecko. Przyjechawszy do Warszawy dostałam się do getta przez nielegalne przejście przy ulicy Leszno 2, dzięki polskiemu policjantowi, do którego miałam list. Po 6 miesiącach pobytu w Warszawie dostałam list od mojego brata z Łap i postanowiłam do niego pojechać. Moi rodzice, którzy mieli przyjechać do Warszawy nie znaleźli takiej okazji i zginęli w czasie akcji w lipcu 1942 roku. W getcie warszawskim chodziły już wtedy pogłoski o akcji. To jeszcze bardziej umocniło mnie w postanowieniu wydostania się z getta. Wyszłam przez dziurę w płocie przy ulicy Nowolipie. Z dużymi trudnościami pokonałam drogę do Łap, która była zabroniona nawet dla Polaków. Do Małkini jechałam pociągiem jako chrześcijanka. W Małkini była granica między Generalnym Gubernatorstwem a Prusami Wschodnimi. Grupa przemytników, którzy szmuglowali żywność, przekupiła maszynistę wojskowego pociągu i zabrali mnie, jako chrześcijańskie dziecko, z litości, ponieważ powiedziałam, że jadę do moich rodziców do Łap. Dojechaliśmy do miejscowości Osse, trzy kilometry od Łap. Tam maszynista zwolnił bieg pociągu i zeskoczyłam wraz z przemytnikami. 24 kwietnia przyjechałam do brata do Łap. Do 2 listopada 1942 roku żyło się w Łapach zupełnie inaczej niż we Lwowie, czy Warszawie. Nie było żadnych gettowych murów, nie dręczono tak Żydów, sytuacja ekonomiczna nie była taka zła. Dostałam pozwolenie, żeby odwiedzić rodzinę w Białymstoku. Bardzo trudno było mi potem wrócić do Łap. 2 listopada 1942 roku wyprowadzono Żydów z Łap, jak i z całej prowincji białostockiej. Mój brat, który był naczelnym lekarzem w łapskim szpitalu, dowiedział się o tym dzień wcześniej od znajomego Niemca i wysłał mnie do "dworku Kreta" (7 km od Łap) do znajomej pani nazwiskiem Bryl. Dowiedziawszy się o akcji Brylowa się przestraszyła. Postanowiła zawieźć mnie z powrotem do Łap i oddać Niemcom. Załamana musiałam iść z powrotem. Dotarłszy do Łap, Brylowa zaproponowała, żebym się pożegnała z koleżanką brata, panią Marią Kuzin. Ta ostatnia zatrzymała mnie u siebie i nie pozwoliła iść do Niemców. Od Marii Kuzin dowiedziałam się, że dwaj moi bracia żyją, gdyż ona sama ich przechowywała. Tego samego wieczora pani Maria wysłała mnie i mojego młodszego brata do swojego przyjaciela, który mieszkał 16 km od Łap. Szliśmy na piechotę, nocą, nie znając dokładnie drogi. Na szczęście trafiliśmy na chłopa [Falkowskiego] we wsi [Godzieby?], który pozwolił nam zatrzymać się u siebie na tydzień. Po tygodniu przyszła do nas Maria Kuzin i zabrała nas do Kolonii [Gąsówka] do chłopów, których opłaciła z własnych pieniędzy. Na drugi dzień przyprowadziła drugiego brata i tak żyliśmy (ja i moi dwaj bracia) przez 3 tygodnie. Z powodu sąsiedzkich intryg musieliśmy opuścić to miejsce. Znów przyszła Maria Kuzin, która starszego brata umieszcza we wsi [Roszki Sączki] u chłopa [Szura?], młodszego we wsi [Zalesie], a mnie wzięła do Łap. Jeszcze tego samego wieczora odprowadziła mnie do wsi Łupianka (4 km od Łap) w innym kierunku, niż bracia. Droga była bardzo ryzykowna, musiałyśmy przejść Narew, która miejscami była zamarznięta. Pani Maria przyprowadziła mnie do pacjentki mojego brata imieniem Helena [Perkowska?]. Była siostrą pallotynką. Wkrótce zorientowała się o co chodzi, przebrała mnie w długą, czarną suknię i powiedziała swojej rodzinie, że jestem jej koleżanką z klasztoru i nazywam się Jadwiga. Byłam tam kilka dni. Helena starała się zakorzenić we mnie klasztorną wiarę. Uczyła mnie katolickich modlitw i zasad wiary. Pod koniec listopada Niemcy okrążyli wieś. Ukrywało się tam w stogach siana koło Narwi wielu Żydów. Znalazłam się w krytycznym położeniu. Niemcy mieli przyjść także do domu, w którym się ukrywałam. Uratował mnie przypadek. Akurat w tym momencie umarła sąsiadka, więc Helena i ja poszłyśmy do jej izby i zaczęłyśmy odmawiać modlitwy, wraz z innymi mieszkańcami. W tym czasie Niemcy obeszli wszystkie domy. Byli także w tym domu, ale widząc, co się tam odbywa nikogo nie prosili o dokumenty. I w ten sposób się uratowałam. Nazajutrz moja nowa gospodyni odwiozła mnie z powrotem do Brylowej. Ponieważ nie mogłam tam długo zostać, pani Helena zaprowadziła mnie do dwóch sióstr, swoich znajomych we wsi Płonka, gdzie przedstawiła mnie jako chrześcijańską dziewczynkę. Przez przypadek sama się wydałam. Z powodu napięcia nerwowego zaczęłam pewnej nocy mówić przez sen i wtedy się wydałam. Musiałam więc znowu opuścić wieś i nie wiedząc dokąd pójść, znowu zwróciłam się do pani Marii Kuzin. Wzięła mnie do siebie. Pewnego razu w domu, w którym przebywałam, zrobiono rewizję. Niemcy przeszukiwali wszystkie pokoje. Na moje szczęście nie weszli do pokoju, w którym siedziałam. 5 stycznia 1943 roku Maria Kuzin zaprowadziła mnie do kościoła i ochrzciła, dając mi imiona Maria Jadwiga. Po rewizji nie chciałam już ryzykować życia Marii i odeszłam. Nie mając dokąd pójść wędrowałam od domu do domu. Dzięki dobrej reputacji mojego brata, który wyleczył wielu chłopów, przechowywano mnie po kilka dni i w ten sposób przetrwałam do marca. Przez krótki czas byłam we wsi Poświętne u pana Chojnowskiego. Tam też nie mogłam długo zostać, ponieważ brat chłopa uciekł z obozu i bali się, że ktoś przyjdzie u nich szukać. Wtedy przyszedł chłop, wysłany przez duchowanego imieniem [Perkowski]. Ten ostatni umieścił mnie w klasztorze wśród sióstr. Po dwóch tygodniach pobytu w klasztorze dostałam wiadomość, że mój straszy brat wpadł w ręce morderców. Drugi brat, widząc, że nie ma innego wyjścia, wrócił do białostockiego getta. Ja również musiałam opuścić klasztor, ponieważ duchowny bał się mnie zatrzymać. Chciałam iść w ślady brata, czyli do białostockiego getta, ale po przejściu kilku kilometrów przemyślałam wszystko i wiedząc, że białostockie getto nie będzie długo istnieć i nie chcąc dobrowolnie iść na śmierć, postanowiłam tam nie wracać. Dalej wędrowałam po różnych koloniach. Od czasu do czasu przychodziłam też do duchownego ks. Perkowskiego, gdzie zostawałam kilka dni. Dzięki wstawiennictwu duchownego przez kilka dni byłam u pewnej chrześcijanki. Pewnego razu poszłam z nią do innej wsi z okazji święta. Tam poznałam osobę o nazwisku Mazur, bezdzietną wdowę. Potrzebowała pomocnicy. Pani Mazur zaczęła mnie prosić, żebym u niej pracowała. Po wielu prośbach zgodziłam się i zostałam u niej przez trzy czwarte roku. W tym czasie musiałam wiele znosić, ponieważ byłam już w tej wsi [wcześniej], ludzie mnie znali i ostrzegali ją. Ona jednak cały czas upierała się, że ludzie chcą jej odebrać dobrą pomocnicę, nie wierzyła w te wszystkie historie, aż sprawy zaszły tak daleko, że zwróciła się do duchownego z pytaniem, co ma robić. Duchowny był bardzo zaprzyjaźniony z moim bratem. Mnie też znał, uspokoił moją gospodynię i zapewnił, że już nikt więcej do niej nie przyjdzie. Wszystkich, którzy [na mnie] gadali, postraszył partyzantami, którzy wówczas działali w okolicy. Warto wspomnieć, że był we wsi pewien volksdeutsch imieniem [Skama]. Pracował w nadzorze mleczarni. Przychodził do nas brać próbki mleka i od razu mnie rozpoznał. Ile razy mnie męczył pytaniami i nalegał, żebym się przyznała, ponieważ on nie zrobi mi nic złego, choć wie kim jestem. Na koniec dał mi jako prezent parę [kapci]. Byłam tam dopóki pani Mazur nie umarła. Nie mając dokąd pójść wróciłam do duchownego Perkowskiego, gdzie zostałam i pracowałam wraz z siostrami aż do wyzwolenia, a potem do 1946 roku.
Świadek: Delegat Żyd. Instytutu Historycznego w Białymstoku R. Faktor Tłumaczenie z jidysz: Aleksandra Geller.
Za: www.archiwumetnograficzne.edu.p
PS. Pani Maria Kuzin, jako jedyna mieszkanka Łap, otrzymała medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata