opis: Widok z wieży kościoła pw. Św. Piotra i Pawła w Łapach. Ok. 1930 rok. *View from church tower. St. Peter and Paul in Łapy. Ca 1930
Czy Niemiec uratował łapską świątynię?
Felix von Fokczyński jest Niemcem. W 2002 roku napisał list: „Musi pan zrozumieć- miałem wtedy 19 lat i byłem przekonany o potrzebie obrony przed bolszewikami. Polacy nigdy nie byli moimi wrogami. Przodkowie ze strony ojca pochodzili z okolic Lublina. Dwaj kuzyni służyli w 1939 roku w wojsku polskim. Na początku lipca 1944 roku trafiłem, jako podchorąży, na front wschodni. Pierwszym miejscem postoju była miejscowość położona na zachód od Warszawy. Stamtąd pojechaliśmy do Siedlec, gdzie przegoniłem z pistoletem w ręku niemieckich kolejarzy. Wyrywali oni chleb z rąk dzieci siedzących na peronie, które próbowały wymienić go na sardynki w oleju. Pojechaliśmy potem przez Sokołów Podlaski do małej wsi Przyworsk. Tam byli Węgrzy, którzy nie traktowali tamtejszej ludności zbyt dobrze. Natomiast stosunek mieszkańców do mnie był przyjazny. Rozmawiałem z nimi po polsku. Wielu z nich miało tylko jedną krowę i świnkę. Ja doradziłem im, aby wzięli zwierzęta i ukryli w lesie. Mieszkańcy tej wsi dawali mi miód i jajka. Pamiętam jednego rolnika, który poczęstował mnie wódką, która prawie odebrała mi oddech. Miał on bardzo ładną córkę, o której później często myślałem. Wiem, że wpadła w ręce Rosjan. Nasza jednostka powędrowała potem do Węgrowa. Zostaliśmy przydzieleni do różnych gospodarstw, aby nieco wypocząć.
Na początku sierpnia przybyliśmy w pobliże Łap. Moja kompania rozlokowała się w pobliżu Kołpak. To musiało być 3 lub 5 sierpnia. Wtedy doświadczyliśmy najstraszniejszych godzin wojny. Huraganowy ogień Rosjan zasypał nasze okopy i porozrywał kilku moich kolegów. Wielu z nas szukało ratunku w modlitwie. W ciągu dnia było widać wieżę łapskiego kościoła, a ponieważ Rosjanie celnie strzelali, to nasz obserwator artyleryjski był zdania, że na wieży siedzi sowiecki obserwator. Stwierdził, że trzeba wieżę ostrzelać. Powiedziałem wtedy do niego- „... Jeżeli to zameldujesz i wieżę zburzy nasza artyleria, to nie szukaj u Niego ratunku w tych najstraszliwszych godzinach wojny. On ci na pewno już nie pomoże.” I tyle na temat mojej łapskiej historii.
Nieco później, w rejonie Miastkowa, zostałem postrzelony w udo. Trafiłem do szpitala wojskowego w Ełku. Tam opowiedziałem koledze z pokoju o wydarzeniach z frontu. Mówiłem mu, że wojna jest przegrana. Mój przyjazny stosunek do Polaków został odczytany jako kolaboracja. W lutym 1945 roku zostałem aresztowany i postawiony przed sądem wojennym. Kapitulacja III Rzeszy uratowała mnie przed niesławną śmiercią na szubienicy. Dostałem się do niewoli brytyjskiej.”
Łapy 1944...
Niemcy opuścili Białostocczyznę na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku. Walki w terenie były bardzo ciężkie. Już na początku lipca słychać było dalekie odgłosy kanonady artyleryjskiej. W okolicach Białegostoku zaczęły grasować „bandy” ukraińskie i białoruskie, siejąc strach i zniszczenie. Sowieci kilkakrotnie bombardowali miasto. Mieszkańcy nawet dość odległych miejscowości mogli nocą oglądać niesamowity widok błysku rakiet oraz pocisków artyleryjskich, huk dział i trzask armat przeciwlotniczych... W końcu lipca front oparł się na Narwi. W niedzielę 30 lipca Niemcy podpalili Uhowo i pod osłoną ognia wycofali się do Łap. W nocy wysadzili dwa mosty na rzece. „W poniedziałek 31 lipca od godziny 3 rano rozpoczęli niszczenie Łap. Przeorali pługami tory kolejowe, zniszczyli połączenia telegraficzne. Wyleciały w powietrze hale Warsztatów i okoliczne domy. Nad miastem unoszą się ciemne chmury pożarnych dymów. Łapy płoną. Ludność kryje się po schronach lub w kościele. Ośmiu żołnierzy niemieckich z wieży kościoła w Łapach kieruje ogniem swojej artylerii na odcinku frontu wzdłuż Narwi. Samoloty sowieckie prawie codziennie ostrzeliwują wieżę kościoła i sypią bomby na okopy niemieckie znajdujące się za cmentarzem grzebalnym”. Rosjanie zbombardowali też okoliczne wsie. 6 sierpnia, o 9 rano, Sowieci przypuścili szturm generalny. Oddali kilka salw armatnich w kierunku kościoła. W tym samym czasie „...ksiądz Czesław Rakowski rozpoczął odprawianie mszy przy głównym ołtarzu. Huk, łoskot, krzyk, jęk i płacz. W świątyni prawie ciemno. Posypały się cegły i odłamki pocisków do środka kościoła, prawie na głowy wiernych. W sklepieniu pojawiły się dziury. Ksiądz przerwał mszę i odszedł od ołtarza”. Uspokajał ludzi. Pociski utkwiły w sklepieniu i ścianie. Na szczęście nie eksplodowały. O 11 pierwsze patrole sowieckie weszły do Łap. Jednak Niemcy okopali się w pobliżu miasta i rozpoczęli ostrzał artyleryjski. Kilka pocisków wybuchło w pobliżu kościoła. „Jeden z pocisków niemieckich trafił w ścianę wieży i leży cały w pobliżu organów”. Jednak świątynia ocalała. Tylko wokół ziemia była zryta pociskami. Wspomniany pocisk tkwi tam do dziś.Ostrzał niemiecki trwał krótko. Może było to zasługą Feliksa von Fokczyńskiego, którego wspomnienia już publikowaliśmy.
Ks. Henryk Bagiński, Kronika parafialna, fragment